środa, 28 listopada 2007

Poranek


8.00

Wylaczam budzik. Zaraz wstane. Za chwileczke...

8.30

O, przysnelam. Slychac krzatanine - Pani W Chustce szaleje w kuchni z mopem. Zaraz przeniesie sie do lazienki. Nie ma sensu teraz wstawac. I tak sie nie umyje.

9.00

Wstaje. Cholera. Pozno. Trzeba bylo sie zebrac i zdazyc przed sprzataniem. Boze jak ja wygladam! Co wlasciwie przydarzylo sie w nocy moim wlosom? Tornado?

No nic. Narzucam szlafroczek (rozowy) i wychodze z pokoju. Slysze gromkie "hallo!" i zdazam jeszcze odpowiedziec zanim Monica - Amerykanka - znika zupelnie za drzwiami sasiedniego pokoju. Ma na sobie ladna, pasiasta pizamke. Z zadowoleniem stwierdzam jednak, ze stan jej fryzury nie jest wiele lepszy niz mojej.

Ide pod prysznic. Po drodze mijam kolejnego sasiada - jak zawsze usmiechnietego (choc nieco ziewajacego) - Niemca w brzydkim szarym szlafroku. Kto by zwracal uwage na tak nieistotne drobiazgi?

Zblizam sie do celu. Slysze odglos strumieni wody opadajacych na plytki dochodzacy z "meskiej" lazienki. (Podzial calkowicie umowny, zaznaczony na drzwiach markerem i wycinkami z czasopism; zasadniczo sprowadza sie do tego, ze oni nie korzystaja z naszej.) Skrecam do "damskiej". Nie wiem dlaczego wszyscy wola tamta ale mnie to pasuje.

Otwieram drzwi i zderzam sie z nastepna fabryka testosteronu, z nonszalancja przytrzymujaca poly dlugiego do ziemii, ciemnogranatowego szlafroka z grubej froty, wykonczonego zlotym, antycznym ornamentem. "Entschuldig...aaa, to Ty!" - Warszawiak z zadowoleniem przechodzi na dialekt znad Wisly - i nieco mniej oficjalne maniery - "Niestety musze Cie zmartwic" - wskazuje rozlozone pod prysznicem wlasne kapielowe utensylia. "Sorry" - dodaje na widok mojej miny pt. >>zamorduje<< -"Ale spoooko; ja sie szybko kapie".

9:10

Wracam do pokoju. Wlaczam radio. Parze kawe. Sprawdzam co z zawartosci mojej lodowki nadaje sie jeszcze do spozycia.

9:15

Slysze rozlegajace sie po korytarzu wymowne "klap-klap" - wychylam glowe - moj sasiad, Chinczyk (granatowy, lekko sprany, szlafrok, bez niepotrzebnych ozdob) wraca do pokoju trzymajac w reku miske ze swiezo przeprana odzieza, z kazdym krokiem wyciskajac z obuwia jeszcze troche wody. Nie namyslajac sie dlugo chwytam szampon, recznik i biegne pod prysznic - zanim znowu ktos go zajmie.


Wracam do pokoju. Jest 9:35.

Znowu sie spoznie na psychosomatyke.

_________________________

Tydzien pozniej - okolo godz. 9:00

Wychodze z toalety - patrze - na drzwiach prysznica wisi czerwony szlafroczek
- Hallo Monica!
- Yhmm... hallo...

Brak komentarzy: